Agnieszka Szymecka-Wesołowska

dr nauk prawnych

Food law to moja praca i pasja. Na co dzień pomagam producentom, przetwórcom i dystrybutorom żywności odnaleźć się w otoczeniu regulacyjnym rynku spożywczego. A wszystko to, by żywność na naszych stołach była zdrowa, dobrej jakości i służyła konsumentom.
[Więcej >>>]

Skontaktuj się

Podwójna jakość żywności – nie taki diabeł straszny

Agnieszka Szymecka-Wesołowska03 listopada 2018Komentarze (0)

Zjawisko dobrej „chemii z Niemiec” jest znane chyba każdemu. Okazuje się jednak, że „dobre, bo zachodnie” dotyczy także rynku żywności. Tak przynajmniej twierdzą Czesi, Słowacy, Węgry a także Komisja Europejska, która już od zeszłego roku zajmuje się tym problemem. Przewodniczący Komisji Jean-Claude Juncker, w swoim orędziu wygłoszonym w zeszłym roku podkreślał, że „w Unii Europejskiej, w której wszyscy są równi, nie może być konsumentów drugiej kategorii i nie można zaakceptować tego, że w niektórych częściach Europy sprzedaje się żywność niższej jakości niż w innych krajach pomimo identycznego opakowania i marki”. Rozwiązanie tego problemu ma odbudować zaś wiarę europejskich obywateli w jednolity rynek. Super. Brzmi dobrze (zwłaszcza w kontekście rosnącego nacjonalizmu w wielu krajach UE). Idźmy dalej.

We wrześniu 2017 r. ukazało się Zawiadomienie w tej sprawie, w którym Komisja przyznaje, że „nawet produkty sprzedawane pod tą samą marką mogą mieć różne cechy z uwagi na uzasadnione czynniki, takie jak miejsce wytworzenia lub preferencje klientów w danych regionach docelowych” (czyli swoboda działalności gospodarczej będzie jednak dalej dozwolona…..), ale to co jest tutaj niepokojące to „wprowadzanie do obrotu towarów pod tą samą marką, ale z różnym składem, w sposób, który może wprowadzać konsumenta w błąd.”

I to wprowadzanie w błąd jest tutaj kluczowe. Oznacza to bowiem, że producenci mogą różnicować skład lub inne cechy produktów przeznaczonych na rynki różnych państw, ale muszą o tych różnicach informować konsumentów, tak by umożliwiać im podejmowanie świadomych decyzji. Ok. Pełna zgoda. Ale jak zdefiniować w tym kontekście informację, która wprowadza konsumenta w błąd?

Nawet jeśli bowiem produkt tej samej marki i w podobnym oznakowaniu jest wprowadzony w „zachodniej Europie” z innym składem (w domniemaniu lepszym – choć o tym za chwilę), to ja w Polsce mam przecież wyraźnie podany w wykazie składników skład jego odpowiednika, więc nie bardzo rozumiem, co miałoby mnie tutaj wprowadzać w błąd.

Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej wielokrotnie w swoim orzecznictwie podkreślał, że „konsumenci, których decyzja o zakupie jest determinowana przez kompozycję produktu, czytają najpierw listę składników, której zamieszczenie jest obowiązkowe, dzięki czemu ryzyko wprowadzenia ich w błąd jest minimalne (…). Informowanie uważnego konsumenta o składzie produktu jest wystarczająco zapewnione przez listę składników”. Jeśli zatem jest dla mnie ważne, czy baton ma w składzie olej palmowy czy słonecznikowy, albo czy zamiast cukru napój jest słodzony słodzikiem, to sobie sprawdzam skład (choć osobiście to raczej czysto teoretycznie, bo batonów nie jadam a słodzonych napojów nie pijam). No ale teoretycznie…. jeśli więc widzę, że w składzie występuje niepożądany składnik, to sięgam po inny konkurencyjny produkt. I szczerze powiedziawszy, średnio mnie interesuje jaki składnik produkt tej samej marki ma w odległej o 1000 km Hiszpanii.

Nie zapominajmy także o istniejących już przepisach prawa żywnościowego, które od dawna regulują tę kwestię. Zgodnie z rozporządzeniem nr 1169/2011, czyli podstawowym aktem prawnym regulującym zasady znakowania żywności:

„informacje na temat żywności nie mogą wprowadzać w błąd m.in. „przez sugerowanie za pomocą wyglądu, opisu lub rysunku obecności konkretnego środka spożywczego lub składnika, gdy w rzeczywistości komponent naturalnie występujący lub składnik normalnie używany w danym środku spożywczym został zastąpiony innym komponentem lub innym składnikiem”

I dalej, zgodnie z tym samym aktem prawnym:

W przypadku środków spożywczych, w których komponent lub składnik, których normalnego stosowania lub naturalnej obecności oczekują konsumenci, został zastąpiony innym komponentem lub składnikiem, etykietowanie zawiera – oprócz wykazu składników – jasne wskazanie, że ten komponent lub składnik został użyty w ramach częściowego lub całkowitego zastąpienia:
a) bezpośrednio w pobliżu nazwy produktu; oraz
b) z wykorzystaniem rozmiaru czcionki o wysokości x wynoszącej co najmniej 75 % wysokości x nazwy produktu i nie mniejszego niż minimalny rozmiar czcionki wymagany w art. 13 ust. 2 niniejszego rozporządzenia.”

Czyli nawet zakładając, że konsument oczekuje, że jego ulubione i dobrze znane ciasteczka (bez względu na to, czy przebywa w Polsce czy w Hiszpanii) zawierają w swoim składzie masło, a producent akurat na rynku polskim zastępuje je margaryną, to – w świetle obowiązujących przepisów – w pobliżu nazwy ciasteczek powinna znaleźć się adnotacja (i to w odpowiedniej wielkości czcionce), że w ciasteczkach jest margaryna zamiast masła. Czyli informację o margarynie konsument powinien dostać nie tylko w wykazie składników, ale także przy nazwie produktu. Jeśli tej informacji nie ma – producent powinien ponieść karę.

Prawo wydaje się więc już dziś zabezpieczać konsumentów. Oczywiście zawsze pozostaje pytanie o sprawną egzekucję tych przepisów, ale to już zupełnie inny temat. Tutaj dodam tylko, że Komisja także nie przedstawiła żadnych nowych propozycji legislacyjnych i stwierdziła, obecne przepisy z zakresu prawa żywnościowego oraz nieuczciwych praktyk handlowych są tu wystarczające a „do państw członkowskich, a szczególnie krajowych organów ds. konsumentów i żywności, należy przestrzeganie unijnego dorobku prawnego dotyczącego ochrony konsumentów i egzekwowanie na poziomie krajowym przepisów UE w zakresie bezpieczeństwa i oznakowania żywności.

Czyli wracamy do Polski.

Sprawą w Polsce zajął się Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, który w pod koniec 2017 i w 2018 r. porównał łącznie 101 par produktów wprowadzanych na rynek w Polsce i w Niemczech pod taką samą marką handlową i w takiej samej lub bardzo zbliżonej szacie graficznej (raporty są dostępne: tu). A oto wyniki badania:

  • na 101 par istotne różnice stwierdzono w 12 (czyli w 89 przypadkach nie stwierdzono różnic!)
  • w 4 na 12 przypadkach UOKIK jedynie domniemuje „podwójną jakość”
  • w 2 przypadkach na 12 produkty przeznaczone na rynek polski miały lepszą jakość
  • czyli w 10 przypadkach na 101 stwierdzono gorszą jakość produktów przeznaczonych dla polskiego konsumenta, przy czym w czterech z nich „podwójna jakość” jest domniemywana.

Nie twierdzę oczywiście, że to mało. Nawet gdyby z badań wyszło, że tylko jeden produkt jest nieprawidłowy, to można by mówić, że nie powinno tak być. Jednak jak czytam niektóre komentarze w mediach np. „Glutaminian, olej palmowy, więcej cukru i tłuszczu – żywność produkowana na nasz rynek bywa wyraźnie gorsza. UOKiK porównał konkretne produkty” czy „Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów przeprowadził badania żywności produkowanej na rynek zachodni i polski. Wyniki nie są zaskakujące: w dużej części żywność przeznaczona dla Polaków była gorsza”, to się zastanawiam, czy czytałam ten sam raport. W tym, który ja czytałam, zdecydowanie większa część badanych produktów nie wykazała żadnych różnic!

Co jednak ważniejsze, w komentarzach gdzieś umyka, że wiele ze stwierdzonych w badaniu nieprawidłowości nie ostałaby się bez sankcji, gdyby były weryfikowane w ramach standardowej urzędowej kontroli żywności. Zawierały one nieprawidłowości, za które grożą w Polsce kary i to nie w kontekście „podwójnej jakości żywności”, ale zwykłej „nieprawidłowej jakości handlowej”. Po prostu. Pytanie więc, czy ma sens w ogóle mówienie o podwójnej jakości w przypadku produktów, których „podstawowa” jakość pozostawia do życzenia?

W mojej skromnej ocenie „podwójna jakość” to raczej dobrze sprzedający się temat polityczny niż realny problem rynkowy. Ale oczywiście mogę się mylić, bo – jak podkreślał UOKIK – na podstawie uzyskanych wyników nie można wnioskować statystycznie na temat całego rynku.  Czekam więc z niecierpliwością na dalszy rozwój wypadków.

W czym mogę Ci pomóc?

Na blogu jest wiele artykułów, w których dzielę się swoją wiedzą bezpłatnie.

Jeżeli potrzebujesz indywidualnej płatnej pomocy prawnej, to zapraszam Cię do kontaktu.

Przedstaw mi swój problem, a ja zaproponuję, co możemy wspólnie w tej sprawie zrobić i ile będzie kosztować moja praca.

Agnieszka Szymecka-Wesołowska

    Twoje dane osobowe będą przetwarzane przez Centrum Prawa Żywnościowego A.Szymecka-Wesołowska D.Szostek sp. j. w celu obsługi przesłanego zapytania. Szczegóły: polityka prywatności.

    { 0 komentarze… dodaj teraz swój }

    Dodaj komentarz

    Twoje dane osobowe będą przetwarzane przez Centrum Prawa Żywnościowego A.Szymecka-Wesołowska D.Szostek sp. j. w celu obsługi komentarzy. Szczegóły: polityka prywatności.

    Poprzedni wpis:

    Następny wpis: