Dla większości konsumentów czekolada to wyłącznie kakao (w tym masło kakaowe) i cukier. Wedle prawa unijnego, nazwę taką nosić mogą jednak też produkty, które – oprócz kakao i cukru – zawierają także inne tłuszcze roślinne, pod warunkiem, że nie przekraczają one 5% masy gotowego produktu. W ocenie koneserów czekolada z zawartością innych tłuszczów nie uchodzi za zbyt szlachetną, a dietetycy dodają, że podnosi ona cholesterol, przez co wpływa niekorzystnie na nasze zdrowie.
By odpowiednio poinformować konsumenta o składzie, a co za tym idzie, o jakości produktu, po który sięga, prawo unijne wymaga, by czekolada taka nosiła na etykiecie oznaczenie że „oprócz masła kakaowego zawiera tłuszcze roślinne”. Dla jednych ustawodawców takie oznaczenie jest odpowiednie dla zagwarantowania odpowiedniej informacji konsumentowi, dla innych jednak – jak wskazują rozwiązania przyjęte np. we Włoszech – nie.
Ustawodawca włoski, któremu – jak wiadomo – nie tylko kwestia ochrony konsumenta, ale także kwestia ochrony rodzimych produktów wysokiej jakości leży mocno na sercu, uznał powyższą informację za niewystarczającą i przewidział możliwość nazywania czekolady bez zawartości innych tłuszczów „czekoladą czystą” („cioccolato puro”). Miało to, w założeniu, ułatwić konsumentowi odróżnienie czekolady wysokiej jakości (czytaj: zawierającej tylko masło kakaowe) od czekolady jakości (rzekomo) wątpliwej (czytaj: z dodatkiem innych tłuszczów).
Możliwość nazywania czekolady „czystą” została zakwestionowana jednak przez Komisję Europejską, która zaskarżyła włoską ustawę przed Europejskim Trybunałem Sprawiedliwości. Trybunał podzielił stanowisko Komisji i uznał, że włoska regulacja łamie prawo unijne (co do szczegółów odsyłam do lektury wyroku ETS z 25 listopada 2010 r. sprawa C-47/09). Jeśli jej się jednak dobrze przyjrzeć okaże się, że regulacja ta nie tylko jest niezgodna z prawem, ale także ma niewiele wspólnego z ułatwianiem konsumentom dokonywania świadomych wyborów.
Skąd taka konkluzja? Przeprowadziłam krótki sondaż wśród znajomych pytając, co dla nich oznacza produkt o nazwie „czysta czekolada”. Dodam, że wśród moich respondentów byli także Włosi. Dla jednej osoby była to czekolada bez żadnych orzechów, owoców, likierów czy nadzienia, dla drugiej czekolada bez sztucznych dodatków słodzących, dla trzeciej czekolada niskokaloryczna pozbawiona swoich cennych, aczkolwiek niezbyt korzystnych dla zdrowia, właściwości. Kolejna osoba uznała, że jest to czekolada o zawartości min. 90% kakao a dla jeszcze innej „czysta czekolada” to po prostu czekolada bez zanieczyszczeń. Produkt pod nazwą „czysta czekolada” oznaczał zatem dla każdego coś zupełnie innego i nikomu raczej nie przyszło do głowy, że chodzi o czekoladę, w której nie ma śladu illipe, salu, masłosza, kokum guargi, ziarna owocu mango czy oleju palmowego (takie rodzaje tłuszczów mogą być dodawane do czekolady poza oczywiście masłem kakaowym). Potencjalni konsumenci byli raczej skonfundowani. Nasuwa się więc uzasadnione pytanie, czy rzeczywiście chodziło o ochronę konsumenta?
{ 1 komentarz… przeczytaj go poniżej albo dodaj swój }
Jak każdy neologizm, tak samo „czysta czekolada” mógłby się przyjąć, zwłaszcza jeśli byłby poparty akcją reklamową.