Prezydent Komorowski zawetował dziś ustawę o nasiennictwie. I podobnie jak wiele innych osób, cieszy mnie to niezmiernie.
Cieszy mnie to jednak nie dlatego, że „Polska będzie wolna od świństwa, jaką jest żywność GMO” (z czego cieszył się rzecznik SLD). Nie dlatego, że „pod przykrywką ustawy o nasiennictwie próbowano wcisnąć nam tylnymi drzwiami GMO” (co podkreślał przedstawiciel Zielonych) ani też nie dlatego, że zamykjąc furtkę dla upraw GMO przywrócimy w Polsce zgodność z „boskim planem stworzenia” (jak swego czasu chcieli nasi przedstawiciele przed Europejskim Trybunałem Sprawiedliowści).
Mnie weto Prezydenta cieszy z uwagi na jego główne uzasadnienie: niezgodność przepisów ustawy z prawem Unii Europejskim (o jej niedociągnięciach pisałam w lipcu). A cieszy mnie to, bo oznacza, że komuś jednak leży na sercu jakość stanowionego prawa a ja żyję w praworządnym kraju.
{ 2 komentarze… przeczytaj je poniżej albo dodaj swój }
Dla mnie najbardziej zdumiewające w tym wszystkim jest, jak niewiele ludzie decydujący o kształcie państwa – politycy – wiedzą o otaczającej nas rzeczywistości. Przecież zdecydowana większość paszy sojowej sprzedawanej w Polsce jest z soi zmodyfikowanej genetycznie, a zakaz jej produkcji spowodowałby tylko dramatyczne zwiększenie cen tych pasz i co za tym idzie cen mięsa. Jestem przekonany, że gdyby wyeksponować w kampanii tę zależność tłum przeciwników GMO wśród polityków gwałtownie by zmalał 🙂
Dziękuję za trafny komentarz. To jedna sprawa. A druga to absolutny brak jakiejkolwiek kampanii informacyjnej (a nie jednostronnie agitacyjnej „za” lub „przeciw”). Ludzie budują swoje zdanie o GMO na podstawie zdjęć kukurydzy z oczami Frankensteina czy zawieszonego na szubienicy pomidora. W przestrzeni publicznej nie ma żadnej merytorycznej debaty na ten temat. A chętnie posłuchałabym rzetelnych argumentów naukowych obu stron. Pozdrawiam.