Powoli kończą się wakacje, a z początkiem roku szkolnego na dzieci i młodzież czeka żywieniowa niespodzianka. Jest już (a raczej dopiero) gotowy projekt rozporządzenia Ministra Zdrowia z listą produktów, które będzie można sprzedawać w placówkach oświatowych oraz wymagań, jakie będą musiały być przestrzegane przy przygotowywaniu posiłków w bufetach i stołówkach. Projekt ma wejść w życie 1 września 2015 r.
Na temat nowej regulacji można by bardzo wiele powiedzieć. Sam dokument przedstawiający wyniki konsultacji społecznych liczy sobie ponad 100 stron, a uzasadnienie do projektu około 150. Ja chciałabym zwrócić więc uwagę zwłaszcza na jeden, bardziej ogólny, aspekt – aspekt edukacji żywieniowej.
Sama idea zmiany systemu żywienia zbiorowego dzieci jest oczywiście chwalebna i chyba nikt nie ma wątpliwości co do tego, że dzieciaki powinny zdrowo jeść. Zastanawiam się jednak, czy sposób realizacji tego szczytnego celu jest właściwy. Mam wrażenie, że kolejny raz prawodawca próbuje „przepchnąć” coś metodą nakazowo-zakazową, gubiąc z pola widzenia źródło problemu. A źródłem tym jest w mojej ocenie brak odpowiedniej edukacji żywieniowej.
Uważam, że realizacja celu, jakim jest ochrona zdrowia dzieci i młodzieży w aspekcie żywienia, powinna odbywać się przede wszystkim poprzez kreowanie zdrowych nawyków i postaw żywieniowych. Bez tego nagły brak dostępu do (często ulubionych) środków spożywczych do tej pory powszechnie i bezproblemowo zakupywanych w szkolnych punktach sprzedaży może zostać odebrany przez dzieci i młodzież jako rodzaj „kary” i niezrozumiałego ograniczania wolnego wyboru. Taki sposób postępowania może wywołać odwrotny od zamierzonego efekt, tj. zamiast zachęcić je do zdrowego żywienia, zniechęci je do tego i zbuntuje.
Czy naprawdę chcemy wierzyć w to, że brak w szkolnym sklepiku chipsów czy napojów gazowanych powstrzyma dzieci od ich spożywania? Oczywiście dostęp do tych produktów będzie utrudniony, ale problem ten będzie można łatwo „przeskoczyć”, przynosząc po prostu te produkty z domu, czy kupując po drodze do szkoły. Jak nas uczy historyczne doświadczenie, wszelkie próby wprowadzania szeroko rozumianej prohibicji kończą się powstaniem „czarnego rynku”. I taki rynek powstanie teraz w szkołach. Bo tak już jest, że zakazany owoc smakuje najbardziej.
{ 5 komentarze… przeczytaj je poniżej albo dodaj swój }
Zaczyna się rozwijać podziemny handel, brawo dla rządu ! 😉
Jestem w szoku jak można zrobić coś takiego. Zaraz rząd zobaczy jakie przykre konsekwencje ten zakaz wywoła…
Całkowicie się z tym zgadzam, usunięcie ze szkolnych sklepików słodyczy i chipsów wcale nie rozwiąże problemu. Projekt ustawy powinien być skierowany w stronę edukacji prozdrowotnej, która w przyszłości zaowocuje dokonywaniem trafnych wyborów żywieniowych przez dzieci nie tylko w szkole ale również poza jej obszarem.
Następny rząd znowu planuje usunąć ustawę… można zgłupieć, tak czy inaczej uważam że ustawa całkiem niepotrzebna 🙂
Niestety ale nie mamy na to wpływu, sama ustawa wedlug mnie totalnie bezsensowna