Granice zostały zamknięte. Swoboda przepływu osób została wstrzymana. Między państwami mogą jednak w dalszych ciągu przepływać towary. Powstaje więc naturalna obawa czy koronawirus nie przeniesie się wraz z wędrującą z kraju do kraju żywnością. Dotyczy to zwłaszcza przewozu żywności nieopakowanej – owoców, warzyw, surowego mleka czy mięsa.
Pomimo, że wszystkie autorytety naukowe zgodnie potwierdzają, że COVID-19 nie przenosi się przez żywności i wystarczy zachowanie odpowiednich procedur sanitarnych (WHO, EFSA, BfR, GIS – pisałam o tym tu), rynek chce się dodatkowo zabezpieczać. Jak? Poprzez „antywirusową” certyfikację.
W Polsce jeszcze ta kwestia nie wypłynęła na szerszą skalę (bo zamknięte granice mamy zaledwie od kilku dni), ale warto zobaczyć już teraz, jak temat rozwinął się we Włoszech. Obecnie na włoskich granicach stoją ciężarówki z załadowaną żywnością i mają problem z wyjazdem z Włoch.
Do kwestii tej odniósł się już na początku marca Minister Zdrowia w okólniku z 2 marca br. W dokumencie tym, w kontekście stwierdzenia, że koronawirus nie przenosi się przez żywność, wyraźnie wskazano także, że „Bezpieczeństwo żywności jest cały czas zapewnione poprzez stosowanie obowiązujących norm, dlatego też ewentualne żądania przedstawiania certyfikacji w tym zakresie należy uznać za niewłaściwe„. W tym samym duchu wypowiada się także włoska Minister Rolnictwa Teresa Bellanova, która podkreśla, że wymaganie certyfikatów „antywirus” jest niedopuszczalne, stanowi nieuczciwą konkurencję i podważa zasady wspólnego rynku i lojalnej współpracy między państwami członkowskimi (cyt. za TGCOM24). Pani Minister domaga się też podjęcia jednoznacznych działań w tym zakresie ze strony Komisji Europejskiej. A obywateli Włoch namawia do nabywania produktów krajowych.
Przy okazji można też wspomnieć, że niektórzy włoscy przedsiębiorcy – by wspomóc eksport włoskiej żywności – z własnej inicjatywy oznaczali swoje produkty jako „coronavirus-free”. Tego rodzaju oznaczenia naruszają jednak przepisy prawa żywnościowego. Zgodnie z art. 7 ust. 1 lit. c) rozporządzenia nr 1169/2011 w sprawie przekazywania konsumentom informacji na temat żywności: „Informacje na temat żywności nie mogą wprowadzać w błąd, w szczególności: c) przez sugerowanie, że środek spożywczy ma szczególne właściwości, gdy w rzeczywistości wszystkie podobne środki spożywcze mają takie właściwości, zwłaszcza przez szczególne podkreślanie obecności lub braku określonych składników lub składników odżywczych„. Eksponowanie zatem, że dany produkt jest „virus-free”, w dorozumiany sposób sugeruje, że inne produkty mogą potencjalnie „być z koronawirusem”. Co nie jest prawdziwe, zważywszy na potwierdzoną nieprzenoszalność COVID-19 za pośrednictwem żywności.
{ 4 komentarze… przeczytaj je poniżej albo dodaj swój }
Przerażające. Pomysłowość ludzka nie zna granic. Oby szybko nadeszło opamiętanie. Jak najbardziej jest to prowokowanie nieuczciwej konkurencji. Mam nadzieję, że w Polsce nie będzie takich pomysłów. Dobrze, ze porusza Pani tego typu tematy. Nie każdy ma świadomość co się aktualnie dzieje w branży spożywczej. Pozdrawiam
Bardzo dziękuję za komentarz. Szczęśliwie przypadki tego rodzaju znakowania były raczej incydentalne. Myślę, że w obecnej sytuacji służby kontrolne sankcjonowałyby takie działanie bardzo dolegliwie.
Wszystkie granice zostają powoli przesuwane, przez nieuczciwą konkurencje.
Zastanawiam się w którą stronę to zmierza. Oby jak najszybciej, reagowały odpowiednie służby.
Dziękuję za komentarz. Służby sanitarne zapewne teraz nie będą się szczególnie zajmować urzędową kontrolą żywności – przynajmniej nie w standardowym zakresie (jak np. oznakowanie). Chyba, że będzie to kontrola przestrzegania zaleceń sanitarno-higienicznych.