Jeśli jesteś konsumentem, oznaczenie „bez sztucznych barwników” na etykiecie produktu spożywczego zapewne szczególnie Cię nie dziwi. Jeśli jednak jesteś producentem – wiesz, że jest to hasło, które nie podoba się inspekcjom kontrolnym.
Dlaczego? Ha… I tu się zaczyna cała prawnicza zabawa.
Praktyka inspekcji
Zdaniem inspekcji kontrolnych (być może nie wszystkich) oznaczenie „bez sztucznych barwników” jest niezgodne z przepisami, ponieważ:
- zgodnie z definicją „barwników” zawartą w rozporządzeniu nr 1333/2008 w sprawie substancji dodatkowych, prawo nie rozróżnia barwników na „sztuczne” i „naturalne”; definicja ta stanowi: „„barwniki” to substancje nadające lub przywracające żywności barwę, obejmujące naturalne składniki żywności i naturalne źródła, które w normalnych warunkach ani nie są same spożywane jako żywność ani nie są stosowane jako typowe składniki żywności. W rozumieniu niniejszego rozporządzenia barwnikami są preparaty uzyskane ze środków spożywczych i innych jadalnych surowców naturalnych uzyskanych poprzez fizyczną lub chemiczną ekstrakcję, której efektem jest selektywna ekstrakcja pigmentów względem składników odżywczych lub aromatycznych”
- skoro zatem nie ma podziału na barwniki sztuczne i naturalne, to hasło „bez sztucznych barwników” należy uznać za wprowadzające w błąd poprzez sugerowanie, że produkt ma szczególne właściwości podczas gdy wszystkie podobne produkty mają takie właściwości (bo rzekomo we wszystkich innych produktach mogą być obecne tylko barwniki naturalnego pochodzenia);
- co więcej, skoro – cytuję – „w przepisach dotyczących barwników ustawodawca nie dokonał podziału na barwniki naturalne i sztuczne to oznacza, iż takie rozgraniczenie nie istnieje”.
Uważam, że każdy z ww. argumentów może zostać obalony.
W zakresie definicji wystarczy spojrzeć do innych wersji językowych rozporządzenia nr 1333/2008 a w zakresie tego, czy barwniki mogą być naturalne i sztuczne (czyli otrzymane w wyniku syntezy chemicznej) wystarczy spojrzeć do wykazu dozwolonych barwników zamieszczonych w załączniku II rozporządzenia nr 1333/2008 i poprosić o komentarz znajomego chemika.
Są tam wymienione chociażby: tartrazyna (E102), żółcień chinolinowa (E104), żółcień pomarańczowa FCF (E110), azorubina (E122), amarant (E123), czerwień koszenilowa A (E124), czerwień allura (E129), błękit patentowy V (E131), indygokarmin (E132), błękit brylantowy FCF (E133) czy czerń brylantowa BN (E151). Te barwniki nie rosną raczej na drzewach.
Muszę dodać, że powyższa kwestia była przedmiotem postępowania sądowego, którą zajmowaliśmy się w Centrum Prawa Żywnościowego.
Niestety Wojewódzki Sąd Administracyjny nie podzielił naszego stanowiska.
A ja żałuję, że producent nie zdecydował się na skargę kasacyjną do Naczelnego Sądu Administracyjnego, bo wierzę, że sprawa przed NSA mogłaby potoczyć się inaczej (tak jak to było np. w przypadku makaronu z kurkumą).
Dlaczego o tym piszę?
Dlatego, że z jednej strony inspekcje nakazują rezygnację z informowania konsumentów, że w produkcie nie ma „sztucznych barwników”, a z drugiej w styczniowym raporcie NIK, czytamy m.in.:
- „wśród dodatków, które mogą wywoływać alergie wymieniono barwniki spożywcze, szczególnie syntetyczne (m.in. E 123, E110, E 122)”
- „Według alergologów najczęściej dochodzi do tych objawów w wyniku spożycia barwników spożywczych, szczególnie syntetycznych (…). Część z nich przypomina w działaniu aspirynę, która przy nadwrażliwości prowadzi w organizmie do zwiększonej produkcji prozapalnych leukotrientów (…) istnieje zakaz podawania aspiryny dzieciom poniżej 13 roku życia i to powinno obowiązywać również w przypadku barwników syntetycznych.”
- „produkty opatrzone w oznakowaniu deklaracją „bez sztucznych barwników” badane były metodą jakościową pozwalającą wykryć samą obecność syntetycznych barwników, bez określania zawartości ww. substancji”
- „Przeprowadzone w laboratoriach UOKIK analizy dotyczyły m.in. zawartości substancji słodzących, konserwujących, syntetycznych barwników oraz azotynów i azotanów”.
Skoro zatem szczególną uwagę poświęca się właśnie syntetycznym barwnikom (co notabene oznacza, że jednak istnieją!), to dlaczego konsument nie miałby się dowiedzieć o braku ich obecności w danym produkcie?
Dlaczego informacja o braku zastosowania tego rodzaju dodatków miałaby wprowadzać konsumenta w błąd?
Czy w tym wypadku zbyt wąska i literalna wykładnia przepisów organów urzędowej kontroli żywności nie ogranicza prawa konsumentów do szerokiej i rzetelnej informacji?
Post scriptum: Dla zainteresowanych raportem NIK ws. dodatków polecam także:
- artykuł „Nie dla E” w najnowszym numerze Tygodnika Polityka, w którym Karolina Głowacka i Marcin Rotkiewicz demaskują jego nierzetelność
- opis planowanych zmian w strukturze organizacyjnej Głównego Inspektora Sanitarnego
- a także mój poprzedni wpis w tym temacie pt. „Chemia w żywności – co konsument powinien wiedzieć” 😊
Agnieszka Szymecka-Wesołowska
dr nauk prawnych
***
Jadalne owady: czy konsumenci są na nie gotowi?
Unijny rynek spożywczy coraz bardziej otwiera się na owady.
Komisja Europejska zatwierdza nowe gatunki insektów jako novel food: po larwach mącznika młynarka i szarańczy wędrownej, o których pisałam tu, przyszedł też czas na świerszcza domowego, który – zgodnie z rozporządzeniem nr 2022/188 – może pojawiać się w obrocie już od 3 marca br. [Czytaj dalej…]
{ 0 komentarze… dodaj teraz swój }